Martwa przyroda tętniąca życiem

Nie jestem wielbicielką geologii. Zimne skały nie budzą we mnie wzruszenia, tak jak polne kwiatki

 

Jednak Kanion Antylopy w Arizonie powalił mnie na kolana.

 

Był on głównym powodem dla którego wybrałam się do Ameryki, chciałam go zobaczyć na własne oczy i sfotografować własnym aparatem. I chociaż podróż była długa i męcząca, warto było.

 

Rzadko rzeczywistość okazuje się lepsza od wyobrażeń.

W Kanionie Antylopy stałam z opadniętą szczęką, z okrągłymi ze zdziwienia i zachwytu oczami, i trzęsącymi się rękami próbowałam uchwycić obrazy aparatem.

 

A chętnych było dużo więcej.


Na koniec występ taneczny Indianina z rezerwatu Nawaho.

Teraz z perspektywy czasu to wszystko wydaje mi się nierealne.

I tylko widzę Twoje kapelusze

W Wietnamie, nosi się wietnamskie kapelusze.

Przypuszczam, że  to za sprawą ich wyjątkowej praktyczności.

Kupić je można na każdym rogu, za bardzo małe pieniądze.

Chronią idealnie przed słońcem, ulewnym deszczem i komarami.

Obowiązują w mieście i na wsi.

I są bardzo twarzowe:

Gorąco polecam!

Rybacka wioska Mui Ne

Choć z daleka wygląda malowniczo, to po bliższym poznaniu sporo traci na uroku.

Nadal jednak zapiera dech w piersiach – z powodu zapachu rozkładających się ryb.

Krótka przejażdżka na korakle – okrągłej rybackiej łódce, używanej do zarzucania sieci, oraz do transportu ryb z kutrów na ląd – była dużą ulgą dla nosa i oczu.

Mieszkańcy tego dziwnego zakątka, są bardzo przyjaźni i sympatyczni, jednak ciężko byłoby mi się tu zatrzymać na dłużej…

i podwędzanych szprotek nie lubię już tak bardzo jak kiedyś…

właściwie, to nie jem ich wcale!

Do czego służą skutery

Każdy wie, że do jazdy. Jednak w Wietnamie równie oczywiste jest, że skutery służą do przewozu towarów. Bez względu na ich rozmiar i wagę.

A kiedy wybije pora sjesty – skuter jest najlepszy!

Po powrocie do Polski Tomek zadawał sobie przez jakiś czas pytanie :”Jak żyć bez skutera?”.

Nie znalazł odpowiedzi. Ja też nie umiałam mu pomóc. Był więc, wewnętrznie, zmuszony do zakupu jednośladu.

Nie widziałam jeszcze, żeby na nim spał, ale ze względu na omijanie korków, jest dużo wcześniej w domu i może sobie uciąć drzemkę w fotelu.

Geometryczny Londyn

W niektórych miejscach Londyn jest całkowicie odrealniony. Czysty, równy, zabytkowy i równocześnie nowoczesny.

Na pierwszy rzut oka jest bardzo uporządkowany.  Dużo kątów prostych, ale i równych kół niemało.

Brakowało mi w nim, mojego ukochanego chaosu, który potrafi w jednym ujęciu opowiedzieć całą historię.

Dopiero na Poland Street znalazłam zalążek tego, co lubię najbardziej fotografować, czyli widoku niekontrolowanego przez architektów urzędu miasta.

Powoli zaczęłam łapać klimat.

W sumie Londyn mi się podoba…, ale do Katmandu mu jeszcze daleko!

Październikowe narty w Dolinie Stubaital

Rozpoczęcie sezonu narciarskiego w październiku ma swoje wady i zalety. Po pierwsze jest niewiele  śniegu, po drugie jeszcze mniej ludzi. Po trzecie ma się poczucie bardzo długiego sezonu przed sobą i bez żalu można odpocząć od nart, nawet cały dzień…

Myśl, że dolina Stubaital, to przecież nie tylko lodowiec, była dla mnie odkrywcza i bardzo przyjemna w skutkach.
Dzięki temu udało mi się pobyć z moją ukochaną jesienią, która w tym roku jakoś mnie unikała i już martwiłam się, że jej w ogóle przed zimą nie spotkam, a zwabiła mnie do siebie w najmniej oczekiwanym miejscu i momencie…
Na dodatek góry, przeogromne, przecudne, bezludne…
I dozwolone dla psów…
I to nieprawda, że kamienie są zimne!
I ciepło jest, i pięknie, i musi wystarczyć na rok.

A nogi bolały nas dużo bardziej niż po nartach!

Lizbona w jedno popołudnie

Czytałam niedawno, że mieszkańcy Lizbony są zmęczeni licznie przyjeżdżającymi turystami, którzy zmieniają charakter ich miasta i utrudniają codzienne życie.

Żeby więc nie drażnić autochtonów zbyt długo, przyjechaliśmy do Lizbony tylko na jedno popołudnie. Nie oszukując się, że można zobaczyć miasto w kilka godzin, zrezygnowaliśmy z wszelkiego zwiedzania i poszliśmy na spacer, żeby pooddychać gorącym, słonym i klimatycznym powietrzem.

I było to fantastyczne popołudnie. I chociaż byliśmy tu bardzo krótko, to wspominać Lizbonę będę bardzo długo.

Costa Nova – domy w paski

Pomalowane w kolorowe pasy budynki, wyglądają jak domki dla lalek.  Trudno przestać się uśmiechać w tym ślicznym portugalskim miasteczku, położonym nad oceanem na północ od Porto.

Od wnuczki rybaka dowiedziałam się, że domy zaczęto tak malować, aby powracający kutrami z połowów mężczyźni łatwiej mogli wypatrzeć swoją wioskę i swój dom.

Według mnie mieli dużo szczęścia, że rybacy z innych wiosek nie wpadli na ten sam pomysł, bo dzięki temu teraz ich potomkowie mieszkają w bardzo oryginalnym i niepowtarzalnym miejscu.

Tam gdzie ganja rośnie

Zatrzymaliśmy się przy straganie, żeby kupić banany.

Zdziwienie na twarzy sprzedawcy było spore: Naprawdę nie chcecie ganji?!!!!

Był to jednak profesjonalny handlarz, więc szybko ukrył zdziwienie jak można żyć i nie palić. Zaproponował nam jednak coś, czemu moja ciekawska natura nie mogła się oprzeć: chcecie zobaczyć nielegalną plantację marihuany?

Bo chociaż na Jamajce palą wszyscy i wszędzie to jest to niezgodne z prawem. Nikt tego nie przestrzega i żadne służby nie ścigają, ale strzeżonego ….i dlatego plantacja, na którą zostaliśmy zaproszeni, była ukryta za polem, całkiem legalnej, białej kapusty.

Schowana wśród bambusów ścieżka zaprowadziła nas w inny świat.

Moje zdziwienie i zaskoczenie, żeby nie powiedzieć rozczarowanie, było naprawdę ogromne.

Ciszę przerywało tylko głośne brzęczenie komarów.

Prawie każdy rachityczny krzaczek posiadał własną grządkę, wyznaczoną oponą. 

Nasz przewodnik, widząc moją minę, zapewniał, że krzaczki są na razie małe, ale jak urosną to będą takie grube.

Jeszcze próba zachęcenia: powąchaj tylko jak to pięknie pachnie!

A tak wygląda już gotowy produkt po konfekcjonowaniu!

Jamajka jest naprawdę super wyluzowana, ale mam nadzieję, żę to nie tylko za sprawą ganji ?!

Blue Mountains -Plantacja kawy

Najmilszym moim wspomnieniem z Jamajki jest smak i zapach kawy na plantacji w Górach Błękitnych.

Krzaki kawy porastają strome zbocza, walcząc o przetrwanie z wszechogarniającą roślinnością lasu tropikalnego.

Ziarna kawy zbiera się ręcznie.

 Następnie, po wysuszeniu, również ręcznie przebiera się je, odrzucając każde różniące się od pozostałych.

Ziarna wypala się w piecu, towarzyszy temu cudowny zapach świeżopalonej kawy.

 Dla zachowania jakości ziarna po wypaleniu są jeszcze raz przeglądane

Wizyta, połączona z poczęstunkiem pociągnęła za sobą przykre dla mnie konsekwencje – nie jestem w stanie pić już innej kawy – żadna mi nie smakuje.

I tak dzień zaczynam teraz od herbaty!