Puste ulice Krakowa przypominają mi miasteczko Tuba na terenie rezerwatu Indian Nawaho.
Trudno spotkać kogoś z kim można by przeprowadzić krótką, przyjazną pogawędkę. Może to panujący w Arizonie upał nie sprzyja spacerom, a może sposób życia rdzennych mieszkańców Ameryki.
Będąc częścią turystyki masowej, nie czułam się tu na miejscu. Łatwo zrozumieć dumną i nieprzystępną na pierwszy rzut oka postawę Indian, którzy mają historyczne prawo nie lubić przyjezdnych.
Ale prawem przyjezdnych jest przyjeżdżać. I nawet dobrze jest odpocząć na jeden wieczór od uśmiechniętego, wszechobecnego i natarczywszego: ” Hi! How are you?”
A po nocy spędzonej na ziemi Nawahów, poczułam się tu prawie swojsko, szczególnie, kiedy w sklepie z pamiątkami zobaczyłam chusty identyczne jak w Bukowinie Tatrzańskiej!